Licząca już 15 lat seria Dragon Age wróciła właśnie w nowej odsłonie. Odpowiedzialne za nią studio BioWare lata temu było w czołówce najlepszych producentów gier. Ten czas jednak minął i ostatnie produkcje Kanadyjczyków nie były najwyżej oceniane. Czy nowa część serii pozwoli studiu wrócić na szczyt? Tego dowiesz się z naszej recenzji Dragon Age: The Veilguard!
BioWare – ogromne dziedzictwo
Gdybym miał wybrać producentów gier komputerowych, którzy w największym stopniu ukształtowali mój gamingowy gust, to bez wahania wskazałbym na BioWare i Black Isle Studios. Ich cRPG-i z przełomu wieków już na zawsze będą dla mnie synonimem gier bliskich ideału. Prawdopodobnie nie jestem w tej opinii osamotniony, bo Baldur’s Gate, Fallout czy Planescape Torment regularnie lądują na najwyższych miejscach rankingów próbujących wyłonić najlepszą grę wszech czasów.
Z trzech wcześniej wymienionych tytułów to Baldur’s Gate od BioWare zawsze robił na mnie największe wrażenie. Mimo ogromnego sentymentu zdaję sobie sprawę, że to już nie to samo BioWare, co kilkanaście lat temu. Przez lata poziom gier Kanadyjczyków znacznie spadł i ostatnim tytułom daleko jest do takich hitów, jak Star Wars: Knights of the Old Republic i trylogia Mass Effect. Niemniej jednak gracze wciąż kojarzą studio z dawnymi produkcjami, które charakteryzowały się świetnie napisanymi historiami i doskonałą rozgrywką, często opartą na mechanikach zaczerpniętych z podręczników do papierowych erpegów.
Ostatnie gry, takie jak zupełnie nieudana Anthem czy średnio przyjęta Mass Effect: Andromeda i Dragon Age: Inkwizycja, nie napawały optymizmem nie tylko co do kolejnych produkcji, ale też przyszłości studia. Postanowiłem sobie jednak, że do recenzowania Dragon Age: The Veilguard (w polskiej wersji Straż Zasłony) podejdę z otwartą głową, starając się, by dawne dokonania studia nie przysłoniły mi aktualnych wysiłków twórców.
Śmiertelnicy w starciu z bogami – fabuła Dragon Age: The Veilguard
Thedas to fantastyczny świat, w którym rozgrywa się seria Dragon Age. To kontynent pełen złożonych kultur, skomplikowanych relacji politycznych, bogatej historii i głębokich konfliktów. W Thedas znajdują się różnorodne krainy, takie jak Ferelden, Orlais, Nevarra czy Tevinter, z których każda wyróżnia się unikalną kulturą, strukturą społeczną i ambicjami politycznymi.
W przedstawionym świecie ważną rolę odgrywa magia, która jest jednocześnie źródłem potęgi i zagrożenia. Magowie muszą żyć pod ścisłą kontrolą zakonu templariuszy. Wielu z nich jest też zamykanych w wieżach klasztorów, by nie opętały ich demony. Rozdźwięk między wolnością magów a kontrolą nad nimi jest jednym z głównych wątków w świecie Dragon Age. W Thedas żyją także elfy, krasnoludy oraz inne rasy, które walczą o swoje miejsce w świecie, często zmagając się z uprzedzeniami i wykluczeniem. Thedas to również miejsce, w którym nieustannie dochodzi do starć z mrocznymi pomiotami i demonami z Pustki, co niejednokrotnie wymusza na różnych frakcjach zawieranie sojuszów.
W tym akapicie znajduje się opis zakończenia Dragon Age: Inkwizycja. Jeżeli więc nie skończyłeś jeszcze tej części serii, to zalecam ominięcie akapitu, by uniknąć spoilerów. Fabuła w Dragon: The Veilguard rozgrywa się kilka miesięcy po zakończeniu wydarzeń z Inkwizycji. Jest to więc bezpośrednia kontynuacja wątków związanych z otwarciem wyłomu do Pustki na niebie Thedas. Inkwizytor zdołał pokonać głównego antagonistę – Koryfeusza – i zamknąć przejście wiodące do Pustki. Okazało się jednak, że za całym spiskiem stał jeden z towarzyszy bohatera – Solas. Jego prawdziwa tożsamość to Straszny Wilk (znany jest również jako Fen’Harel). Jest on elfim czarodziejem, który w dawnych czasach stworzył zasłonę, by uwięzić okrutnych elfickich bogów. Miało to dramatyczne skutki dla elfów, które utraciły nieśmiertelność i większość swoich mocy. Elficcy bogowie byli bardzo potężnymi magami, którzy rościli sobie prawo do boskości i zniewolili inne rasy. Solas za pomocą zasłony odciął ich od świata, czym doprowadził do upadku swojej własnej cywilizacji. Żałuje on decyzji o stworzeniu zasłony i knuje intrygę, która ma na celu jej zniszczenie. W tym momencie na scenę wkracza nasz bohater – Rook.
Jak wypada fabuła Straży Zasłony? Intrygująco. Jest to oczywiście kolejna historia o ratowaniu świata, ale ma ona wystarczającą dynamikę, by zaciekawić i być jednym z elementów, dla których chce się skończyć tę grę. Mamy tu kilka twistów, które potrafią zaskoczyć. No i trzeba przyznać, że fabuła potrafi być widowiskowa. Wokół bohatera bardzo dużo się dzieje, więc na brak emocji nie można narzekać. Zgodnie z Hitchcockowską zasadą Dragon Age: The Veilguard zaczyna się od trzęsienia ziemi, a później napięcie już tylko rośnie. Jeżeli miałbym cokolwiek do zarzucenia fabule, to brak jakiegoś wstępu. Bohaterowie wspominają, że śledzą Solasa od kilku miesięcy, ale grę zaczynamy już w momencie jego odnalezienia. Przez to historia protagonisty wydaje się nie do końca jasna. Przeszłość tę możemy wybrać sami, ale opowiem o tym w kolejnej części tekstu.
Wydaje mi się, że sama intryga jest ciekawsza niż w przypadku tej, z którą mieliśmy do czynienia w Inkwizycji. Moim zdaniem stoi ona jednak o stopień niżej niż historia z Dragon Age: Origins i Dragon Age 2. Ten element oceniam jednak pozytywnie, a nawet bardzo pozytywnie, mimo pewnych zastrzeżeń, które nie wpływają znacząco na odbiór całości.
Przed wyruszeniem w drogę stwórz postać
Grę zaczynamy od stworzenia swojej postaci. Do wyboru mamy cztery rasy: człowieka, elfa, krasnoluda lub qunari. Kreator tworzenia postaci jest jednym z największych i najbardziej szczegółowych, z jakimi miałem do tej pory do czynienia. Można tutaj dostosować do swoich preferencji prawie każdy element twarzy i reszty ciała protagonisty. Od wzrostu, przez sylwetkę, aż po zmianę kształtu nosa, ust, żuchwy i innych części ciała za pomocą trójkątnych suwaków. Miłośnicy tworzenia wirtualnych postaci będą zadowoleni.
Kolejnym niezwykle ważnym etapem jest wybór profesji. Mamy tu trzy główne klasy postaci – wojownika, maga i łotrzyka. Ten wybór będzie miał oczywiście ogromne znaczenie w kontekście całej rozgrywki w nowym Dragon Age. Każda z klas ma bowiem zupełnie inne drzewko rozwoju, które gracz będzie zapełniał za pomocą punktów zdobywanych wraz z kolejnymi poziomami. Drzewko to jest dosyć duże, ale zorientowanie się w nim nie jest zbyt trudne i stosunkowo łatwo dopasować wybraną klasę do swojego stylu rozgrywki. Tworzenie buildu nie jest obarczone żadną karą – w każdym momencie można zresetować ścieżkę rozwoju i stworzyć ją od nowa, gdyby ta wybrana wcześniej okazała się mało skuteczna w starciu z przeciwnikami. Wewnątrz klasy można wydzielić kilka podklas. Łotrzyk np. może się posługiwać zarówno łukiem, jak i dwoma mieczami, a także specjalizować się w sabotażu i pułapkach. To od gracza zależy, jaki rodzaj rozgrywki najbardziej mu odpowiada. Do kwestii rozwoju postaci odniosę się jeszcze w dalszej części recenzji, gdy będę omawiał mechaniki związane z walką.
Na etapie tworzenia postaci trzeba też dokonać wyboru w zakresie frakcji, do której należy nasz bohater. Do wyboru: Smoki Cienia, Szarzy Strażnicy, Antiviańskie Kruki, Władcy Fortuny, Żałobni Gwardziści i Skaczący za Zasłonę. Wybór ten nie jest tylko formalny: ma wpływ na całą rozgrywkę. Jest powiązany z dialogami i zadaniami pojawiającymi się w świecie gry. Rzeczywiście – odniesień do przeszłości mojego Szarego Strażnika było naprawdę wiele i czułem, że nie jest on jedynie manekinem stworzonym, aby posuwać fabułę do przodu. Warto też dodać, że główny bohater nie jest niemy i każda linijka jego tekstu została zdubbingowana. Łatwo jest się więc wczuć w swoją postać.
Jedyne, z czym mam problem w kwestii wyboru frakcji, to wspominany przeze mnie w kontekście fabularnym brak historii postaci w formie grywalnej. Zabieg ten był już przecież zastosowany w Dragon Age: Origins, gdzie w zależności od wybranej klasy lub rasy bohaterowie mieli inny prolog. Uważam, że tutaj sprawdziłoby się to doskonale, dlatego naprawdę żałuję, że nie zdecydowano się na zastosowanie takiego zabiegu.
Bohater nigdy nie walczy sam – towarzysze w nowym Dragon Age
Towarzysze to bardzo ważny element gier od BioWare, czy to w serii Mass Effect, czy też właśnie w Dragon Age. Straż Zasłony oferuje więc całkiem sporą grupę zróżnicowanych kompanów. Od tevinterskiej czarodziejki pracującej jako prywatny detektyw, przez zabójcę opętanego przez demona, aż po nekromantę ze swoim kościanym asystentem. Za każdym z towarzyszy stoi jakaś historia i od gracza zależy, w jakim stopniu będzie chciał ją poznać. Zadania te są jednak na tyle ciekawe, że warto się w nie zagłębić. Towarzysze są dosyć sympatyczni, często wtrącają się do rozmów i mają swoje zdanie. Reagują też na poczynania głównego bohatera, który może zdobyć ich przychylność lub całkowicie do siebie zniechęcić. W kontekście fabularnym wypadają oni naprawdę dobrze, i za to BioWare należy się pochwała. No i oczywiście jest opcja romansowania z wybranym kompanem, z czego znane są gry od kanadyjskiego studia.
Konstrukcja świata
W Dragon Age: The Veilguard świat gry został zaprojektowany w sposób półotwarty. Zamiast jednej rozległej mapy umożliwiającej swobodną eksplorację gracze przemierzają kilka dużych, ale odrębnych obszarów. Każdy z nich oferuje unikalne środowisko, zadania i historie. Taka struktura umożliwia twórcom skupienie się na szczegółowym przedstawieniu poszczególnych lokacji. Mapy są korytarzowe w dużo większym stopniu, niż miało to miejsce w przypadku Inkwizycji. Bardziej przypominają te z pierwszej i drugiej części Dragon Age. Moim zdaniem taka forma jest dobrym rozwiązaniem w przypadku tego rodzaju gry, bo twórcy mogą się bardziej skupić na dopracowaniu szczegółów, a do tego świat wydaje się bardziej spójny.
O tym, co bohater robi w wolnych chwilach – zadania poboczne i inne aktywności
Zanim jeszcze zacznę opowiadać o mechanice gry, przyjrzę się jeszcze konstrukcji zadań dodatkowych. Tym, co bezsprzecznie można było zarzucić Dragon Age: Inkwizycja, były właśnie wątpliwej jakości misje poboczne. W większości polegały one na zdobyciu jakiegoś przedmiotu i dostarczeniu go zleceniodawcy. Nie było to zbyt interesujące, a po pewnym czasie stawało się nużące. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku aktywności pobocznych, które również nie należały do najciekawszych i polegały na czyszczeniu mapy ze znaczników. W Dragon Age: The Veilguard zadania i poboczne aktywności są znacznie lepiej zrealizowane, a co za tym idzie – ciekawsze. Jednak mimo wszystko wciąż podążamy tutaj za znacznikami, które wskazują cele misji i nie pozwalają graczowi się zgubić.
Wciąż nie mogę powiedzieć, że zadania poboczne w nowej grze BioWare są wykonane perfekcyjnie lub są arcyciekawe, ale śmiało powiem, że jest to krok w dobrą stronę. Jeżeli Kanadyjczycy podążą tym tropem dalej, to może się okazać, że przyszłe gry studia nie będą w kwestii zadań pobocznych odbiegały od dawnych hitów. Na koniec dodam jeszcze, że świat nie jest obojętny na wykonywane przez nas misje poboczne – od czasu do czasu zostaną one wspomniane w późniejszych dialogach postaci niezależnych. Wrócił też znany z serii Mass Effect motyw skrzynki z listami – gdy kogoś uratujemy, jest szansa na to, że jakiś czas później otrzymamy list z podziękowaniami od tej osoby. To bardzo miły, satysfakcjonujący akcent.
Bohater rusza na wojnę – o rozgrywce w Dragon Age: The Veilguard
Z oceną rozgrywki w najnowszej produkcji spod szyldu Dragon Age mam spory problem. Z jednej strony jest tutaj mnóstwo uproszczeń, z drugiej jednak trudno odmówić grze pewnego uroku. Mechaniki zostały na tyle dobrze ze sobą połączone, że tytuł jest po prostu grywalny i chce się przeć naprzód. Nowy Dragon Age jest przygodową grą akcji z elementami cRPG. W sieci można znaleźć wiele porównań Straży Zasłony do najnowszych części God Of War od Sony i wydają mi się one częściowo trafne. Mamy tutaj rozwój postaci, jednak walka w dużej mierze zależy od zręczności palców gracza (przynajmniej na wyższych poziomach trudności).
W trakcie potyczek wykorzystujemy nabyte zdolności, by zwiększać obrażenia lub nakładać na przeciwników różne efekty, które można ze sobą łączyć, zwiększając ich siłę. Tych zdolności nie jest przesadnie dużo, a ja sam korzystałem z zaledwie kilku. Mimo to walki sprawiały mi całkiem dużo przyjemności. Myślę, że wpływ na to mają w dużej mierze całkiem ładnie wykonane animacje i płynne ruchy postaci. Mocny atak potrafi wytrącić przeciwnika z równowagi, przewrócić go lub ogłuszyć. Po zmniejszeniu specjalnego paska, znajdującego się pod paskiem zdrowia wroga, można wykonać efektowny atak kończący. Jego rodzajów jest jednak jak na lekarstwo. Mimo że animacje finiszerów są widowiskowe, brak różnorodności sprawia, że po pewnym czasie tracą nieco na atrakcyjności. Niemniej jednak samo tempo walk i satysfakcja płynąca z wyprowadzania płynnych, skutecznych ciosów sprawiają, że starcia nadal pozostają przyjemne i angażujące. Warto dodać, że bitwy bywają czasochłonne, szczególnie na wyższych poziomach trudności. Czasem trzeba się naprawdę napracować, aby pokonać wroga z długim paskiem zdrowia.
W czasie walki i eksploracji towarzyszy nam dwóch kompanów. Nie możemy się na nich przełączyć bezpośrednio, a jedynie wydawać im rozkazy za pomocą skrótów na kontrolerze lub klawiaturze. Co ciekawe, towarzysze nie mogą zginąć podczas walki. Jest to nowość w serii i jednocześnie dosyć duże uproszczenie. Gra pozwala się skupić na sterowaniu swoją postacią, ale jest też odarta z taktycznej głębi. Oczywiście w poprzednich częściach serii warstwa taktyczna również nie stała na jakimś niewyobrażalnym poziomie, tutaj jednak wyjątkowo odczuwa się jej brak. Naprawdę brakuje tej nuty odpowiedzialności za drużynę, która wymagała przewidywania ruchów przeciwnika i reagowania na sytuacje na polu bitwy. Takie uproszczenie może sprawić, że gracze, którzy cenią elementy strategiczne, poczują niedosyt.
Jak już mówiłem – w nowym Dragon Age walczyło mi się całkiem przyjemnie, ale wolałbym jednak, by ta seria nie skręciła w kierunku gry akcji, co miało miejsce w trzeciej części serii. Semiturowy system z aktywną pauzą pozwalał podejść do walki bardziej taktycznie, co niezwykle cenię w tego rodzaju grach. Miło byłoby, gdybyśmy mieli jednak jakąś większą kontrolę nad towarzyszami. Mimo tych zarzutów Dragon Age: The Veilguard w kwestii mechaniki walki jest bardzo solidną produkcją.
Thedas piękne jak nigdy – grafika, muzyka i wydajność
Dragon Age: The Veilguard działa na silniku Frostbite, znanym chociażby z serii Battlefield i gry piłkarskiej EA FC. Zacznę krótko – gra wygląda przepięknie. Krajobrazy robią ogromne wrażenie i naprawdę trudno jest tu się do czegoś przyczepić. Zapomniane ruiny, zamki, miasta i lasy wyglądają tutaj tak, jak przystało na grę z 2024 roku. Twarze bohaterów niezależnych również nie odstają poziomem od całej reszty. Wszystko to imponuje jeszcze bardziej, gdy przyjrzymy się warstwie technicznej i wydajności nowej produkcji od BioWare. Została ona świetnie zoptymalizowana. W ogrywanej przeze mnie wersji na PlayStation 5 dostępne są tryby jakości i wydajności. Całą grę korzystałem z tego drugiego. Muszę przyznać z tak bezproblemową płynnością przy premierze dużej gry dawno nie miałem do czynienia. BioWare zbliżyło się tutaj do perfekcji i twórcom naprawdę należą się w tej kwestii same pochwały.
Za muzykę w nowym Dragon Age odpowiedzialni byli Hans Zimmer (laureat dwóch Oscarów) i Lorne Balfe (zdobywca m.in. nagrody Grammy). Główny motyw muzyczny bardzo dobrze wpisuje się w klimat gry i nie mam mu nic do zarzucenia. Również same efekty dźwiękowe dobrze oddają to, co się dzieje na ekranie.
Dragon Age: The Veilguard to solidna produkcja
W ostatnim czasie zrecenzowałem dwa dosyć kontrowersyjne tytuły – Star Wars Outlaws (recenzję zajdziesz tutaj) i będący tematem tego tekstu Dragon Age: The Veilguard. Muszę przyznać, że obie te gry z jakiegoś powodu niezwykle przypadły mi do gustu, mimo że wiele wskazywało, że mogą się okazać rozczarowaniem. Wystarczy powiedzieć, że pisząc tę recenzję, nabrałem ochoty, by po kilkudziesięciu godzinach wrócić jeszcze do Thedas i spróbować przejść grę ponownie inną klasą postaci.
Nowa produkcja od BioWare, mimo wielu uproszczeń, jest po prostu bardzo dobrą grą. Nie żałuję ani jednej spędzonej z nią godziny. Sądzę, że również inni gracze znajdą w tym tytule solidną dawkę przygody oraz emocji, które przypomną im, za co pokochali świat Dragon Age. Straż Zasłony ma bardzo ważną cechę – przyciąga do ekranu i sprawia, że każda kolejna godzina spędzona w grze daje poczucie satysfakcji i odkrywania czegoś nowego. Wciągająca fabuła, dobrze zaprojektowane postacie oraz emocjonujące wybory, przed którymi stajemy, sprawiają, że trudno się oderwać od ekranu. Warunek jest jeden: nie oczekujesz od nowej gry BioWare bycia czystą grą cRPG i nie przeszkadza ci, że to bardziej gra akcji.