Już kiedy w marcu 2024 roku podczas tygodnia mody w Paryżu zaprezentowano najnowsze dzieło pioniera sprzętów do stylizacji włosów – urządzenie Dyson Airstrait – było wiadomo, że spowoduje ono prawdziwe zamieszanie na rynku. To sprzęt z rodzaju „nikt nie prosił, każdy potrzebował”. Dzięki niemu prostowanie włosów na mokro staje się bowiem łatwe i szybkie, a przede wszystkim – bezpieczne. Czy aeroprostownica okaże się kolejnym sukcesem Dysona? I jak sobie poradzi z dwoma skrajnie różnymi typami włosów?
Pierwsze wrażenia, czyli szybki unboxing
Szybki, bo ten pierwszy nastąpił jeszcze w biurze. Dyson Airstrait przywędrował do mojego biurka już ciepły. Koleżanki z działu handlowego nie mogły się powstrzymać od wyprostowania sobie nim choćby grzywki. Kilka osób z mojego zespołu również czekało na możliwość wypróbowania tego cudu techniki, dlatego pierwsze testy odbyły się jeszcze przy biurku. Dalsze próby przeniosłam już jednak do swojej domowej łazienki, a po kilku dniach przekazałam urządzenie drugiej testerce.
Tym razem do udziału w teście postanowiłam bowiem zaprosić moją koleżankę z pracy – Izę – której włosy diametralnie różnią się od moich. Iza została obdarzona przez naturę burzą pięknych rudych loków, moje włosy są natomiast półdługie, rozjaśniane, raczej cienkie, delikatne, czasem puszące się. Pomyślałam więc, że – skoro mam taką możliwość – dobrze będzie zaprezentować działanie urządzenia Dyson Airstrait na dwóch skrajnie różnych typach włosów.
W opakowaniu – oprócz samego urządzenia – znalazły się instrukcja obsługi i specjalna termoochronna silikonowa mata. Nieco rozczarowało mnie to, że zabrakło w nim etui ochronnego. Może nawet nie w postaci pudełka, jakie dostaje się wraz z urządzeniem Airwrap Complete (którego test przeczytasz tutaj), ale choćby woreczka, w którym można by było wygodnie przechowywać urządzenie na co dzień.
Aeroprostownica ma naprawdę elegancki design – ważną rolę odgrywają tu stonowane kolory miedzi i niklu, a także bardzo nowoczesna, nieco futurystyczna forma. Niemal od razu moją uwagę zwróciły przesuwny przycisk blokowania ramion, a także umieszczony z drugiej strony kolorowy wyświetlacz LCD (większy niż w klasycznej prostownicy Dyson Corrale), który – gdy ramiona są zablokowane – chowa się pomiędzy nimi. Na wyświetlaczu widać nie tylko temperaturę – jak w przypadku większości tego typu urządzeń – ale też inne istotne informacje, w zależności od funkcji wybranych za pomocą przycisków poniżej. To właśnie w tym minicentrum dowodzenia uruchamia się prostownicę, a w dalszej kolejności – również opcję, która zrewolucjonizowała rynek urządzeń do stylizacji: suszenie mokrych włosów podczas prostowania. A oprócz tego:
- funkcję prostowania suchych włosów;
- ciepły lub zimny strumień powietrza o dwóch stopniach intensywności (ten drugi świetnie wykończy gotową fryzurę);
- trzy stopnie temperatury (dla prostowania z suszeniem: 80°, 110°, 140°; dla prostowania suchych włosów: 120°, 140° i tryb Boost).
Procedura naciskania przycisków przed każdym uruchomieniem nie była dla mnie szczególnie uciążliwa, wielkość kostki może jednak niektórym sprawiać problemy. Jeśli do drugiego gniazdka w kontakcie zostanie podłączone inne urządzenie, może się zdarzyć, że aby skorzystać z prostownicy, trzeba będzie je po prostu odłączyć. Początkowo trochę się obawiałam, że uruchomienie aeroprostownicy spowoduje przeciążenie sieci, jednak moje obawy okazały się zupełnie bezpodstawne.
Przewód Dyson Airstrait o długości niecałych 2 m (a dokładniej – 198 cm) wydał mi się w sam raz. Nie plątał się niepotrzebnie, ale zapewniał swobodę ruchów (mimo że nie jest obrotowy), tak potrzebną podczas stylizacji włosów.
Test aeroprostownicy na włosach prostych
Już przy pierwszym uruchomieniu urządzenie zaskoczyło mnie głośnością wydawanego dźwięku. Dyson Airstrait nie hałasuje jednak bardziej niż suszarka, której używam na co dzień. Mam wrażenie, że początkowo trudno mi się było przyzwyczaić do tego, że to właśnie prostownica generuje takie dźwięki. Podczas prostowania włosów zwykle towarzyszy mi przecież cisza. Zaskoczyła mnie również opcja pauzowania urządzenia po trzech sekundach przerwy i wybudzania go przy wznowieniu pracy. Zmiany te wiązały się z wyciszeniem urządzenia i powrotem do maksymalnej głośności.
Jeszcze przed rozpoczęciem stylizacji zauważyłam, że urządzenie dobrze leży w dłoni i całkiem wygodnie się je trzyma. Tym pewniej wsunęłam między ramiona pierwsze pasmo włosów i rozpoczęłam prostowanie. Wystarczyły jedno–dwa przeciągnięcia, aby włosy stały się idealnie proste, a przy tym dobrze wygładzone (za ten efekt odpowiada funkcja jonizacji). Wypróbowałam również pozostałe opcje temperatury na kolejnych pasmach, ale w przypadku moich włosów najlepszy efekt uzyskiwałam za pomocą dwóch wyższych ustawień. Świetnym sposobem na wykończenie fryzury i uzyskanie efektu dodatkowej gładkości okazało się potraktowanie pasm odrobiną chłodnego powietrza. Po kilku prostowaniach stało się to już stałą częścią moich codziennych stylizacji.
Kilka godzin po pierwszym prostowaniu na sucho przydarzyła się okazja do przetestowania urządzenia na mokrych włosach. Zgodnie z zaleceniem producenta przed rozpoczęciem prostowania odciśnięte w ręcznik i rozczesane włosy podsuszyłam u nasady. Warto zrobić to urządzeniem z zablokowanymi ramionami – w takiej formie aeroprostownica okazuje się całkiem poręczną suszarką. Kiedy uznałam, że włosy przy skórze są już wystarczająco suche, przesunęłam przycisk zwalniający ramiona, zmieniłam ustawienie na stylizację na mokro, po czym umieściłam między płytkami wybrane pasmo i rozpoczęłam prostowanie.
Aeroprostownicy Dyson Airstrait w trakcie trwania mojego testu używałam kilkanaście razy, za każdym razem z podobnie dobrym efektem, a może nawet coraz lepszym. W końcu w tym czasie nabierałam większej wprawy w korzystaniu z urządzenia. Włosy stawały się gładkie i lśniące, i to w zaledwie kilka chwil. Podczas testów zauważyłam też, że jednoczesne prostowanie i suszenie mokrych włosów daje u mnie nieco lepszy efekt niż prostowanie na sucho. Najważniejsze jednak było to, że nie musiałam już sięgać po suszarkę i prostownicę, aby uzyskać pożądany efekt, a uzyskanie gotowej stylizacji zajmowało mi zaledwie kilka minut.
Test urządzenia Dyson Airstrait na włosach kręconych
Po moim teście najwyższy czas pozwolić się wypowiedzieć Izie, która testowała urządzenie nieco krócej niż ja, ale za to bardziej intensywnie, a to między innymi ze względu na objętość i typ włosów. Podobnie jak ja, Iza zaczęła od testu na suchych pasmach:
W przypadku mocno kręconych włosów prostownica w trybie Boost była w stanie wyprostować suchy kosmyk już za jednym przeciągnięciem. Samo używanie urządzenia okazało się bardzo intuicyjne. Przełączanie funkcji przedstawione jest na niewielkim wyświetlaczu z boku prostownicy, więc nie miałam obaw, że przez przypadek zmienię opcję na inną. Ciekawą funkcjonalnością jest automatyczne pauzowanie urządzenia w przypadku 3-sekundowego otwarcia ramion prostownicy i błyskawiczne wybudzanie się przy próbie zamknięcia.
W dalszej kolejności przyszedł czas na próbę prostowania mokrych loków:
Podczas suszenia mokrych kręconych włosów trzeba było przeciągnąć prostownicą każdy kosmyk kilkukrotnie, ale finalnie włosy były mocno wygładzone. W moim przypadku zdecydowanie lepiej wypadło prostowanie w trybie na sucho. W ciągu pięciu minut uzyskałam z mocno kręconych włosów niemal idealnie proste.
Autorką zdjęć do artykułu jest Agnieszka Gąsiewska.