Myślałam od dłuższego czasu o zakupie parownicy. Zastanawiałam się jednak, czy to urządzenie naprawdę działa. Do testu parownicy Raven podeszłam więc z ogromną ciekawością i bez wiedzy, czego się mogę spodziewać. Oraz bez doświadczenia z tego typu sprzętem. Testowanie wciągnęło mnie niczym tornado. Chcesz wiedzieć, czy udało mi się z niego uwolnić? Czytaj do końca!
Parownica Raven – pierwsze wrażenie i obsługa
Po wyjęciu parownicy Raven z opakowania stwierdziłam, że wygląda niepozornie, a jej dysza jest naprawdę niewielka. Od razu wyczułam, że jest poręczna. Zaskoczyła mnie też swoją wagą. Jest lekka nawet po napełnieniu pojemnika na wodę. Przed pierwszym użyciem wydawało mi się, że niewiele może osiągnąć. Jednak pozytywne zaskoczenie przyszło bardzo szybko.
Obsługa jest intuicyjna. Bez obaw można zaryzykować i oddać ją do użytku wszystkim tym, którzy uważają, że nie muszą czytać instrukcji. Włącznik na obudowie uruchamia parownicę i reguluje intensywność generowanej pary. Pojedyncze kliknięcie włącza urządzenie i automatycznie ustawia pierwszy poziom mocy – producent nazywa go oszczędnym. Włącza się wtedy podłużne zielone światło z lewej strony włącznika. Drugie kliknięcie zwiększa moc i sygnalizuje to włączeniem podłużnego zielonego światła także z prawej strony. Kolejne kliknięcie wyłącza parownicę.
Para jednak nie uwalnia się z parownicy, zanim nie naciśniemy przycisku znajdującego się pod dyszą. Uważam, że to świetne rozwiązanie. Jest także ergonomiczne, ponieważ po chwyceniu parownicy włącznik znajduje się pod palcem wskazującym. Włączanie i wyłączanie pary jest więc łatwe i wygodne.
Pojemnik z wodą znajduje się w podstawie parownicy. Wyjmuje się go poprzez naciśnięcie podstawy. Jest mały, okrągły, a wlew wody – zabezpieczony gumowym korkiem. W zestawie jest także pojemnik do nalewania wody z wygodnym dzióbkiem, co zapobiega rozlewaniu. Dolewanie wody jest więc proste, wygodne i higieniczne. Pozytywnie zaskoczyła mnie wydajność. Byłam pewna, że wody nie wystarczy na wyprasowanie jednej koszulki. Tymczasem spokojnie starcza jej nawet na trzy bawełniane lub wykonane z innej równie cienkiej tkaniny damskie bluzki.
Jak używać parownicy Raven?
W pierwszym odruchu używałam parownicy Raven w pewnej odległości od ubrania. Wydawało mi się, że tak to działa, że wystarczy wypuścić na ubranie strumień pary. Szybko się zorientowałam, że nie tędy droga. Gdy złapałam rękaw wiszącej stabilnie bluzki, lekko go naciągnęłam i zaczęłam przesuwać parownicą po tkaninie, zaczęła się magia. Na pierwszy ogień wzięłam cieniutką bluzkę z lejącego się materiału. Po kilku ruchach zauważyłam na rękawie mokre plamy. Przypomniałam sobie, że w zestawie jest nakładka do tkanin delikatnych, która zapobiega skraplaniu się wody na tkaninie. Założyłam nakładkę i już żadna plama się nie pojawiła.
Damską bluzkę w rozmiarze M, wykonaną z cienkiej tkaniny, parownica odświeżyła i wygładziła w czasie zbliżonym do trzykrotnego wypowiedzenia zaklęcia „Czary-mary, hokus-pokus, abrakadabra, bęc”. Inaczej mówiąc, szybciej niż rozstawienie deski i przygotowanie żelazka. Niedowiarkom radzę spróbować! Dlaczego? Ponieważ sama nie wierzyłam własnym oczom. Stwierdziłam nawet, że wzięłam do testu zbyt łatwą do prasowania tkaninę. I tu zaczęłam myśleć niczym wredny nauczyciel, który po uzyskaniu idealnej odpowiedzi od ucznia zaczyna drążyć, aby złapać go na błędzie.
Zaczęłam szaleńcze testowanie parownicy Raven. Moimi kolejnymi ofiarami były koszule. To ubrania, które bez prasowania wyglądają niechlujnie. Jednak rozstawianie deski i żelazka, aby je uprasować, jest na tyle angażujące, że często odpuszczam, a one czekają i czekają. Koszule pod parownicą w kilka chwil odzyskiwały schludność. A nawet elegancję! Myślę, że to idealna opcja dla tych, którzy – tak jak ja – mają tendencję do plamienia ubrania tuż przed wyjściem z domu. Wyjściem, na które przygotowują sobie tylko sztukę uprasowanej garderoby. Przy takiej awarii parownica Raven pozwoli szybko przygotować inną koszulę i wyjść z sytuacji z twarzą.
Testując dalej, odzyskałam wyciągnięte z dna szafy: delikatny sweter (nieużywany od dwóch lat z obawy, że żelazko podczas prasowania go przypali), trzy marynarki i mnóstwo koszul. Lubię koszule, ale wyjątkowo drażni mnie kancik na rękawach, który powstaje przy prasowaniu bez używania specjalnej deski do rękawów. Manewrowanie, żeby go nie było, doprowadza mnie do białej gorączki, a kancik irytuje, dlatego ulubione koszule zostały porzucone. Po kontakcie z parownicą Raven kanciki zniknęły.
W końcu do testów parownicy Raven wzięłam także spodnie. Na początek lniane, potem z lyocellu. A nawet eleganckie spodnie z dość mięsistej, grubszej tkaniny. Tu dodatkowym utrudnieniem był szew pośrodku tyłu nogawki. W czasie prasowania żelazkiem często z przodu nogawki powstawał ślad tylnego szwa. Aby uzyskać zadowalający mnie efekt, potrzebowałam zdecydowanie więcej czasu. Na jedną nogawkę wykorzystałam także cały pojemnik wody. Ale było warto. Spodnie są uprasowane, a ślad szwu nie pojawił się na przodzie nogawki.
Kiedy wygrywa żelazko?
Postanowiłam zrobić sobie przerwę, żeby pomyśleć, co jeszcze mogę przetestować parownicą Raven, by w końcu jej nie wyszło. Bo wiadomo – „na pewno czegoś nie da rady!”.
Znasz ten stan niepokoju, gdy na czymś się skupiasz i nagle twoją przestrzeń narusza krzyk? U mnie było: „Mamo! Pralka zepsuła moją ulubioną bluzę. Nie mam w czym wyjść!”. „Aha! To może być to” – pomyślałam. Ten krzyk rozpaczy – zamiast jak zazwyczaj mnie zaniepokoić – poderwał mnie do działania. Niczym policjant czyhający na przekraczających prędkość wyskoczyłam do córki z przypominającą mały radar parownicą i powiedziałam: „Zaraz ją naprawimy!”. Z nadzieją – „a może tym razem nie da rady!”.
Długa bluza z grubej bawełny dresowej była tak pognieciona, sucha i szorstka, że stanowiła naprawdę duże wyzwanie. Parownica nie dała rady wyprasować jej jednym pociągnięciem, jak miało to miejsce w przypadku cienkich tkanin. Natomiast po pierwszym ruchu dresówka stała się zdecydowanie milsza w dotyku, po kolejnym przejechaniu parą w tym samym miejscu zagniecenia znikały. „WOW, ale fajnie znika” – tak skwitowała to moja córka, która obserwowała te dokonania. Niestety czas gonił, bluza była długa i mocno wygnieciona. Dodatkowo zauważyłam, że po kolejnym i kolejnym przeprowadzeniu parownicy przez to samo miejsce woda skrapla się na drugiej warstwie tkaniny i sprawia, że tył bluzy staje się wilgotny.
Oczywiście nie mogłabym wypuścić dziecka w wilgotnej bluzie, dlatego wyłączyłam parownicę i dokończyłam prasowanie żelazkiem. Jestem przekonana, że parownica Raven dałaby radę, ale nie w tempie, którego w tym momencie potrzebowałam. Tu wygrało żelazko, ale dzięki temu wiem, że grubsze tkaniny potrzebują więcej czasu, więcej pary i więcej cierpliwości. Poniekąd odniosłam więc sukces i znalazłam rzecz, z którą parownica sobie nie poradziła. Mogłam się więc spokojnie skupić na dalszym testowaniu.
Jak sprawdza się nakładka ze szczotką?
Do uprasowania grubej marynarki z aksamitu postanowiłam nałożyć nakładkę, która ma dookoła drobne włoski do usuwania zanieczyszczeń. Marynarka była lekko zapylona i miała nieliczne inne nieczystości typu drobne kłaczki. Nakładka świetnie się tu sprawdziła, a przy okazji tkanina nabrała miękkości. Aksamit był też równo rozłożony.
Postanowiłam więc – jako właścicielka trzech kotów (wszystkie mają fragmentami białą sierść, a jeden z nich to maine coon) – sprawdzić nakładkę na ubraniu gęsto usianym białą sierścią. I tu – bez mojego większego zaskoczenia – nakładka nie dała rady. Ładnie ułożyła sierść, zgodnie ze strukturą tkaniny i zgodnie z ruchem parownicy, ale nie była w stanie jej usunąć. Oczywiście nie liczyłam na wiele, bo wiem, że czasem nawet odkurzacz nie daje rady, ale sprawdzić po prostu musiałam.
Po zdjęciu nakładki zauważyłam, że włoski na niej się odkształciły. Zaniepokoiło mnie to i nieco zdenerwowało, ponieważ nie używałam jej niezgodnie z przeznaczeniem ani niezgodnie z instrukcją, ani zbyt długo. Postanowiłam więc sprawdzić, czy da radę – pod wpływem ponownego poddania szczotki działaniu gorącej pary – przywrócić jej pierwotny wygląd. Nie udało się. Przetestowałam natomiast, czy mimo odkształceń włoski dalej będą spełniały swoją funkcję – lekkiego oczyszczania – i nie dostrzegłam różnicy. Tak więc uznaję, że jest to wada, którą przy tej cenie parownicy Raven można w pełni zaakceptować. No i oczywiście trzeba mieć na uwadze, że nakładka służy bardziej wygładzaniu i lekkiemu odświeżaniu niż dogłębnemu czyszczeniu tkanin.
Jaka jest moja ocena parownicy Raven?
Chciałam być wrednym nauczycielem, a stałam się czarodziejką z nieco ekscentrycznie wyglądającą różdżką. Różdżką, która – roztaczając parę niczym magiczny pył – prasuje nawet to, co wydawało się nieprasowalne! Oddawałam ją z żalem i postanowieniem, że sobie taką kupię, tylko w kolorze miętowym.
Moja ocena parownicy Raven to 9 na 10. Efekty zdecydowanie przekroczyły moje oczekiwania. Parownica Raven jest tak łatwa w użyciu, że jestem przekonana, że moje niedzielne standardowe prasownie żelazkiem zamienię na przyjemne prasowanie parownicą. Pięć koszul i koszulek – zapas na cały tydzień – to kwestia dwukrotnego uzupełnienia pojemnika na wodę i zabawa na 5 do 10 minut. Nie wspominając już, że nie pójdę więcej do pracy z plamą po paście do zębów, udając, że jej nie zauważyłam, ponieważ dam radę w dwie minuty wyprasować inną koszulę! Lubię takie miłe zaskoczenia, zwłaszcza że do parownicy miałam naprawdę sceptyczne nastawienie.