Dość cienkie, bardzo łatwo elektryzujące się włosy kontra suszarko-lokówka z jonizacją – chociaż na swoim koncie mam już kilka testów różnych urządzeń, to takie zestawienie jeszcze nie było grane. Czy w starciu gigantów wygra urządzenie BaByliss AS962E, czy może jednak moje niesforne włosy? A może największymi przegranymi będą… moje mięśnie? Jeśli chcesz poznać moje wrażenia z testu, czytaj dalej!
Pokaż, kotku, co masz w środku
Pierwsze wrażenie ma do siebie to, że można je zrobić tylko raz. I mogę stwierdzić bez cienia wątpliwości, że BaByliss robi to dobrze. Części nie ma tutaj zbyt wiele – bo tylko trzy – ale każda z nich jest starannie zapakowana i zabezpieczona.
Co więcej, producent zadbał o to, by w pudełku znalazły się przegródki, w których wygodnie można umieścić wszystkie elementy. Sprawia to, że bez problemu można w nim przechowywać urządzenie na dłuższą metę, bez targania kartonu czy upychania w nim części na siłę. Przyjrzyjmy się jednak wreszcie tym częściom!
W pudełku znalazłam:
- rękojeść;
- szczotkę o średnicy 42 mm;
- szczotkę o średnicy 50 mm.
Zacznijmy od rękojeści BaByliss AS962E. Solidne tworzywo w czarnym kolorze z elementami o barwie starego złota tworzy wrażenie produktu premium. Podbija je fakt, że niektóre elementy rękojeści są matowe – całość prezentuje się naprawdę elegancko. Przejdźmy jednak do kwestii praktycznych: (prawie) każdą użytkowniczkę tego typu urządzeń ucieszy długi (2,2 m) obrotowy (!) kabel.
Jeśli jednak należysz do grona tych osób, które wolą krótsze przewody, nie będziesz mieć z nim problemu: można go wygodnie ujarzmić specjalną dołączoną przez producenta trytytką. Wszystkie zamieszczone na rękojeści przyciski wydają się intuicyjne w obsłudze. Duży przesuwny przycisk odpowiada za włączenie urządzenia i zmianę temperatury (wyższej lub niższej, w zależności od tego, czy mamy cienkie, czy grube włosy), a dwa umieszczone na szczycie guziki ze strzałkami – za uruchomienie kręcenia się szczotki w wybranym kierunku, co pozwala na stworzenie odmiennych stylizacji. Całość skrywa w sobie 1000 W mocy.
Teraz czas na szczotki! Dwie, o różnych średnicach – 42 i 50 mm – z ceramiczną powłoką w złotym kolorze nawiązującym do barw rękojeści. W nasadce mają specjalne wypustki, które muszą trafić w pasujące wypustki uchwytu, i…
Silna, ale też delikatna
…i tutaj przechodzimy już do samego testu. Właściwe wetknięcie szczotki (tym razem o większej średnicy) to bowiem podstawa sukcesu. Jeśli nie zadbamy o to, by została odpowiednio umocowana, może wypaść z rękojeści i nie będzie się kręcić.
Po upewnieniu się, czy zrobiłam to dobrze i czy szczotka jest stabilna, wetknęłam wtyczkę do kontaktu, przesunęłam włącznik i zaczęłam od suszenia wilgotnych włosów za pomocą kolejnych pociągnięć pasm. Pierwsze wrażenie to… zaskakująca miękkość włosia. Kiedy przykładałam urządzenie do głowy, spodziewałam się na niej wrażenia sztywnego, ostrego jeża. Tymczasem poczułam przyjemną delikatność.
Suszenie okazało się niezwykle szybkie i przyjemne – również ze względu na możliwość regulacji temperatury (dwa stopnie) i chłodny nawiew. Redukowały one uczucie nieznośnego gorąca, które towarzyszy mi zawsze podczas suszenia włosów zwykłą suszarką bez funkcji chłodnego powietrza.
Suszone włosy były miękkie i gładkie, nie puszyły się i nie elektryzowały. Za to ostatnie odpowiada – jak mniemam – funkcja jonizacji. I robi to naprawdę bardzo dobrze.
Czas na modelowanie, do którego – ze względu na niezbyt dużą obfitość mojej czupryny – wybrałam szczotkę o mniejszej średnicy. Tutaj uwaga: jeśli tak jak ja wpadniesz na pomysł, by zmieniać szczotki w trakcie suszenia, uważaj na palce! Szczotki nagrzewają się podczas pracy, więc można się nimi dość nieprzyjemnie oparzyć.
Po wymianie końcówek zaczęłam akcję podwijania i modelowania włosów. A pomogły mi w tym wymienione wyżej przyciski do kręcenia. Od razu ostrzegam, że są dość czułe i ich użytkowanie wymaga pewnej wprawy. Zwłaszcza jeśli ktoś – tak jak ja – nie jest właścicielem długich, bujnych włosów, początkowo może się nawet nie zorientować, kiedy pasma nawinięte na szczotkę znajdą się tuż przy skórze głowy.
Kiedy już udało mi się okiełznać przyciski i dostosować nacisk tak, aby moje włosy powoli nakręcały się na szczotkę i z niej odkręcały, okazało się, że po chwili fryzura zaczyna wyglądać naprawdę dobrze.
Powiedzmy sobie szczerze: nie mam wielkiej wprawy robieniu czegoś z włosami – poza okazjonalnym używaniem prostownicy – a tu uzyskanie efektu porządnego looku zajęło mi dosłownie chwilę. Włosy nie sterczały w różne strony, były miękkie, gładkie, a całość nabrała całkiem sensownego kształtu. Można więc powiedzieć, że poddały się suszarko-lokówce BaByliss zupełnie pokojowo.
A o co chodzi z tymi mięśniami? Dla mnie rękojeść okazała się nieco za ciężka i jej intensywne użytkowanie skończyło się… zakwasami prawego bicka następnego dnia. Można więc powiedzieć, że dzięki BaByliss AS962E za jednym zamachem ogarnęłam sobie i fryzurę, i trening.
Czy jest dobrze? Jest dobrze!
Czy jest idealnie? Jest bardzo dobrze! Suszarko-lokówka BaByliss AS962E to naprawdę solidnie wykonane i niezwykle eleganckie urządzenie, które nie tylko nie będzie szpecić twojej łazienki czy sypialni, ale też stanie się jej ozdobą.
Trudno mieć do niej jakieś większe zastrzeżenia, poza tym, że jej użytkowanie momentami wymaga nieco ostrożności i wprawy. Włosy po użyciu suszarko-lokówki stają się wygładzone i miękkie i nawet przy zerowych umiejętnościach fryzjerskich urządzenie pozwala wyczarować porządnie wyglądającą fryzurę. Polecam więc je z czystym sumieniem!